poniedziałek, 21 marca 2016

Kot nie zeżre

Środek nocy.

Ciemno wszędzie, głucho wszędzie.

Z prawej strony, cicho posapując, śpi synek.

Z lewej strony, coraz głośniej chrapiąc, śpi mąż.

W nogach mrucząc nienachalnie, leży, zwinięty w kłębek, kot.

Więc czemu ja, do licha, nie śpię??

A tak, obudził mnie jakiś stuk. Ale co stukało? Ktoś pukał do drzwi? Czasem śni mi się, że ktoś dzwoni i czasem to nawet prawda, ale przecież o trzeciej nad ranem nie polecę sprawdzać, czy pod drzwiami nie stoi przypadkiem kurier z paczką... A może mi się wydawało? Układam się wygodniej i zapadam w sen...

Znowu coś stuknęło! Na parterze stuknęło!! Wyrwana z półsnu przerażającą myślą, że ktoś mi kradnie bataty z kuchni (wtf?!) podrywam do góry głowę, a całą resztę podnoszę delikatnie i z gracją (ta, jasne...), żeby nie obudzić współspaczy. Przemyka mi myśl, żeby z misją kontrolną wysłać męża, ale pasuję. Jak go ostatni raz próbowałam obudzić tylko po to, żeby zszedł z narzuty i wszedł pod kołdrę, bo ja też chcę spać, a tak się składa, że leży w poprzek łóżka, zapytał, czy naprawdę potrzebny mi teraz ten sznurek... Tłumaczenie, że tym razem zagrożone są bataty, zajęłoby za dużo czasu! Złodziej ujdzie z warzywem!

Wynurzam się z piernatów, kot patrzy na mnie z wyrzutem. Ledwo go widać, w nocy wygląda, jak czarna dziura, ale zielone oczy dają do zrozumienia, że zaburzam mu aurę i czy muszę się tak podniecać?


 
Chwytam po drodze nożyce krawieckie, świętokradztwo użyć ich na czymś innym, niż tkanina, ale to najbardziej niebezpieczny przedmiot, jaki mam pod ręką, ostrzejszy chyba nawet od noży kuchennych, a z pewnością cięższy, i, gotowa bronić własności do upadłego, schodzę na dół.

Nikogo nie widzę... Nie tylko dlatego, że jest ciemno, jak w d..., a jakoś nie przychodzi mi do głowy żeby zapalić światło, ale przede wszystkim dlatego, że nie założyłam okularów, więc po co się w ogóle kłopotać światłem, prąd jest drogi. Tym niemniej, nikt się nie rusza, żadna zamazana sylwetka nie próbuje uciekać przez okno, drzwi zamknięte, bataty na miejscu, cisza, spokój i, najwyraźniej, urojenia.

Wracam na górę. Odkładam nożyce, wpełzam do łóżka, kociokształtna czarna dziura znów promienieje wyrzutem i wyraźnie słyszę, jak wzdycha, że te ludzie to jednak głupie są, tyle emocji o głupiego ziemniaka...

Noż kur... Znowu coś stuknęło! Żadne tam urojenia, coś stuka po nocy, spać nie daje i kradnie bataty! A ja mam problemy z zasypianiem, przez te eskapady będę nieprzytomna i nieprzysiadalna, a jak wytłumaczyć nieprzysiadalność matki półrocznemu dziecku? Nieźle już wściekła zakładam okulary, ponownie zgarniam ze stołu narzędzie i pełna morderczych zamiarów wstępuję na wojenną ścieżkę i schody.

Tym razem zapalam światło i widzę! Widzę... drugiego kota, stojącego na stole, obok przewróconego wazonu z tulipanami. Jakby nigdy nic zlizuje z blatu rozlaną wodę i w ogóle nie interesuje się żadnymi warzywami. Dostrzegłabym ją już za pierwszym razem, gdybym założyła okulary, bo ten okaz, dla odmiany, świeci odbitym światłem i czasem nawet nie można na nią patrzeć bez okularów przeciwsłonecznych. Drugi rzut oka ujawnia, że kota wcześniej zajmowała się konsumpcją liści rzeczonych kwiatów i już się cieszę, bo to znaczy, że za chwilę będzie rzygać i zgadnijcie, no zgadnijcie, kto będzie to musiał sprzątać??


I dlatego właśnie następne kwiaty sobie uszyłam...

1 komentarz:

  1. Alveaenerle w przerwach na szycie powinnaś spisywać swoje opowieści. Czytając zawsze się uśmieję niesamowicie. Z Radosnymi Życzeniami Wielkanocnymi z Wrocławia Magda (Misiula)

    OdpowiedzUsuń