wtorek, 5 lutego 2013

nesting

Tuż przed wigilią skończyliśmy remont, ogarnęliśmy krajobraz, jak po tajfunie i powstawialiśmy meble na miejsca docelowe. Ujawniło się przy okazji kilka szyciowych potrzeb:

- poduszki na krzesła (poskąpiłam na gotowce)
- pokrowce na pufy odziedziczone razem z mieszkaniem i obiciem w obrzydliwym musztardowym kolorze
- pokrowce na poduchy kanapowe, żeby nie było nudno

Przekładając zgromadzone zapasy odkryłam kilka swetrów, nienoszonych, kupionych w ogóle po coś innego i niewykorzystanych. No to co tak będą leżeć, jeszcze się mole zalęgną, albo co... Wybrałam te pasujące kolorystycznie i zmontowałam komplet, łamiąc na nim niezliczoną ilość igieł i jeden chwytak dolny w overlocku. Jak go złamałam, a coś jeszcze zostało do zszycia, odkryłam, że zwykła maszyna też sobie z tematem kilku warstw wełny i szwów dobrze, a może nawet lepiej, radzi.

A zatem, towarzystwo pufowo-kanapowe:

 i poduszki na krzesła:

Posiadanie stołu (dotychczas jego funkcję pełnił barowy blat między kuchnią i pokojem) ujawniło potrzebę podkładek pod talerze. Dokonywanie selekcji trwało nieprzyzwoicie długo, ale zdecydowałam się na dwa zestawy z tkanin od benedicte i robinka, dające możliwość mieszania i pasujące do czerwono-czarnych kwadratowych talerzy z Home & You, które dziko mi się podobają i które kiedyś sobie sprawię (a przynajmniej miseczki na poranne musli!):
Tyły mają z flokowanej bawełny:
więc gdyby kiedyś zaszła nagła potrzeba wyłożenia takich samych - volia!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz