czwartek, 28 marca 2013

zrzucam płaszczyk...

... a pod spodem sukienka pudełkowa, którą chciałam sobie uszyć odkąd znalazła się Burdzie 7/2011 (model 131). Kupiłam śliczny dwutonowy fioletowo-zielony strecz, stosowne nici, zamek i... trzy kropki odstraszały mnie skutecznie (zaawansowane umiejętności krawieckie!), choć na oko nie było w tym modelu nic, coby mogło sprawić trudności. Kropki robiły swoje, ja wzdychałam, macałam materiał napawając się jego urodą i byłam pewna, że jak się w końcu wezmę za kiecę i ją uszyję, to będę wyglądać jak milion dolców przed inflacją.

Minął rok.

Zapowiedziane na wrzesień wesele kuzynki zbliżało się wielkimi krokami, a ja stwierdziłam, że teraz albo nigdy. Bardziej podobała mi się opcja teraz, więc spięłam wszystkie siły, łyknęłam wina dla kurażu i przystąpiłam do pracy. Sukienkę kroiłam, obrzucałam, zszywałam i wykańczałam w dużym pietyzmem i bez pośpiechu. Zajęło mi to ze dwa dni i w tym momencie uwierzyłam w subiektywność burdowego stopnia trudności. Lubego olśniłam, szczególnie dużym dekoltem, na weselu zadałam szyku kreacją (zachwyconej miny ciotek, jak ją zaprezentowałam nie zapomnę długo), choć trzeba przyznać, że jeszcze większym blaskiem świeciła moja mama, dumna z dziecka jak nie wiem co ;-)
 Mission accomplished!


ps.: Do stębnowania użyłam cieniowanych nici od robinka.

5 komentarzy:

  1. WOW! Masz być z czego dumna... Wygląda jak zdjęta z wieszaka z jakiegoś butiku...
    Pozdrawiam i zapraszam: http://mow-mi-joanna.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Sukienka śliczna, pierwszy raz jestem na Pani blogu, ale z pewnością nie ostatni, pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Piekna sukienka, ale plaszczyk z poprzedniego wpisu powala!

    OdpowiedzUsuń
  4. wow! super sukienka i świetnie w niej wyglądasz :) podziwiam cierpliwości (ja z maszyną do szycia nie najlepiej żyję ;)). pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  5. Super Ci pasuje :) sukienka jest ekstra :)

    OdpowiedzUsuń