Dawno nie lepiłam, a jak już ulepiłam, to się nie mogłam zabrać do zdjęć, a przecież jest się czym pochwalić. Na guziki mnie mianowicie wzięło. Kolorowe, soczyste i moje własne.

Wykorzystałam wreszcie matryce zrobione kiedyś tam dawno i ilości prawie przemysłowej, ze względu na ograniczoną pojemność piekarnika (oraz ograniczone siły przerobowe - dwa dni lepiłam, a później tydzień mi to jeszcze ręce wypominały) nie wszystkie, a chyba nawet nie większość.
I tak powolutku je wykorzystuję. A to do kwiatka doszyję, a to wymienię guziki w bluzce, a to yoyo wykończę... W dni, w które świat przypomina burą szmatę zarzuconą na okno, otwieram sobie pudełko z nimi i chłonę kolory, wzory, faktury... i od razu mi się humor poprawia :)
Powalający efekt. Myślę, że powinnaś zająć się handlem takimi cudeńkami. Cieszyłyby się wzięciem :)
OdpowiedzUsuńŁał. Te guziki to prawdziwy skarb. Jakbym znalazła skrzynkę zakopaną gdzieś na plaży i w środku były by takie oto guziki byłabym niezmiernie szczęśliwa :)
OdpowiedzUsuńUroczy zestaw! A można wiedzieć z czego są zrobione, bo surowiec wydaje mi się znajomy?
OdpowiedzUsuńDzięki, kochane :-)
OdpowiedzUsuńSurowiec to oczywiście fimo.
jeeeju, jakie boskie!
OdpowiedzUsuńDziękuję za wizytę! :)
Jakie ładniutkie, pozazdrościć:)
OdpowiedzUsuńPozdrowionka:)
kolejny raz zaglądam i cieszę oczy.
OdpowiedzUsuńaż mnie chęć nachodzi by z tej czystej zazdrości porobić foremki do swoich guzików ;)
inne niż do tej pory robiłam.
Przesliczne,soczyste,"pyszniaste" ,,,czas wykorzystac je bizuteryjnie.
OdpowiedzUsuń